czwartek, 12 czerwca 2014

Prolog.

Mój monolog zacznę od przeprosin. Przede wszystkim powinnam przeprosić moich rodziców, byłych i teraźniejszych przyjaciół i wszystkich moich partnerów oraz tych których notorycznie okłamywałam w przeszłości. Powinnam zrobić to osobiście jednak wiem, że nie mam na tyle odwagi by spojrzeć tym wszystkim osobom prosto w oczy. Robiłam sukcesywnie wszystko by ludzie mieli mnie za skałę, za kogoś kto doszczętnie pozbawiony jest uczuć, za kogoś kto świetnie radzi sobie sam. Moja samolubność i chęć bycia wiecznie nieszczęśliwym zapalała zapałkę i rzucała w stronę każdego drewnianego mostu który zostawiałam za sobą. Spaliłam ich setki kłamiąc w żywe oczy, że starałam się ze wszelkich sił ugasić ten ogień. Prowokowałam do nienawiści mnie, prowokowałam bo chciałam, żeby wszyscy dookoła myśleli "Tak to jest ta dziewczyna która złapała życie." Czułam się świetnie upijając się siedem dni w tygodniu, czułam satysfakcję z każdych niemoralnych propozycji, uśmiechałam się szeroko kiedy tylko komuś powinęła się noga, a teraz jedyne z czego się ciesze to z tego kiedy widzę ból w odbiciu lustra na mojej twarzy, bo wiem, że żyję.
Wiesz co jest najgorsze? że nie ważne kogo poznam teraz na swojej drodze, nie ważne jak złoty ten człowiek by był to nigdy już nie obdarzę go tym czystym, prostym uczuciem jakim jest zaufanie i miłość, a dalej będę oczekiwała tego od drugiej strony. Już nigdy nie poczuję się tak szczęśliwa i zawsze będę porównywać, widzieć tych kilka obrazów zakodowanych w mojej głowie przedstawiające czyste szczęście, które miałam kilka razy w przeciągu mojego całego dwudziestotrzyletniego życia.
Las, słońce, pociąg, woda, uśmiech, zapach. To nigdy nie wróci, jestem skażona, jestem już innym człowiekiem i nie ważne jak bardzo bym chciała- czasu nie cofnę i nie wymażę ze swojej pamięci tego jak łapczywie zachłystam się powietrzem, tego uczucia rozpierającego mi klatkę piersiową i tego jak kurczowo zaciskałam dłoń w pięć bo wypełniające mnie szczęście już nie miało gdzie się skumulować.
Nie chcę ubierać już maski. Najwyższa pora ją ściągnąć. Trzeba wstać i zmierzyć się z dorosłym życiem, trzeba wstać i żyć realnie. Puszczam was wolno, wszystkie duchy mojej przeszłości, wszystkie osoby na których kiedykolwiek mi zależało, bądźcie szczęśliwi. Reset pamięci, reset mojej osoby. Nie zacznę być inna od dziś, ale kto wie co stanie się jutro?

Gdy odszedł, najbardziej nie mogła pogodzić się z tym, że życie toczyło się dalej. Jak gdyby nigdy nic. Wtedy też świat się nie zatrzymał. Nawet na najkrótszą chwilę. Znowu Bóg niczego nie zauważył…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz